Zaznacz stronę

Na koniec miesiąca – niespodzianka. Wracałem z Tarnowskich Gór, konkretnie z siłowni. Wstąpiłem jeszcze do marketu, bo czas taki, że woda idzie jak woda. Wyjeżdżałem z parkingu i przywitał mnie sygnał alarmowy straży pożarnej. Jechała w stronę Zbrosławic, ja za nią w pewnym dystansie. Cały czas zastanawiałem się dokąd jedzie, czas jest taki, że strażacy mogli jechać do różnych zdarzeń. Przecież jest gorąco jak w piekle, powietrze i przyziemie suche, więc mogło się coś zapalić. Raczej samo się nie mogło, ale ktoś stuknięty albo nieostrożny to zrobił.

Jaka była reakcja, kiedy wóz strażacki zatrzymał się pod moim domem! A do tego już jeden wóz stał i coś strażacy rozkładali. W głowie momentalnie powstała wizja tragedii…

Całe szczęście chałupa nie zapaliła się, to tylko oderwała się z brzozy gałąź i groziła upadkiem na ulicę. Odetchnąłem z ulgą.