Zaznacz stronę

Niecałą godzinę temu zadzwoniła do mnie Maryla, moja siostra mieszkająca w Hamburgu. Tak sobie pogadaliśmy o rodzinnym tym i owym, a także o sytuacji ogólnospołecznej (zabrzmiało bardzo poważnie, ale nic z tego!). Śmiała się, że w Hamburgu były demonstracje ludności muzułmańskiej, która chce powstania kalifatu. Mają takie prawo, to znaczy mogą chcieć i podejrzewam, że wkrótce to się stanie. Ja już od jakiegoś czasu twierdzę, że dojdzie do powstania Zjednoczonych Emiratów Niemieckich zamiast federacji.

Jakoś mi z tym nie po drodze z sytuacją na granicy z Białorusią. O świcie wysłuchałem wiadomości płynących z samochodowego radia. Nasz premier (piszę nasz, bo wiem, że jest premierem Polski, chociaż sympatią nie darzę, to jednak szanuję). Otóż obecna władza, która nie tak dawno była opozycją, twierdzi, że zajścia na wschodniej granicy pokazują, iż ogrodzenie postawione przez ówczesny rząd jest niewystarczające. Co ja słyszę? Przecież ten płot miał być rozebrany zaraz po przejęciu władzy. Jak to nazwać, hipokryzją, omamianiem Narodu? Co na to płaczące w telewizjach twarze aktorek, aktorów? Co na to twórcy literaccy i filmowcy?

Nic, cisza. Dlaczego? Bo cisza krzyczy i to najgłośniej.