Zaznacz stronę

Dzień jakiś nie taki. Kompletnie rozmemłany. Niby niedziela, a taka mało świąteczna. Poza tym nic mi nie wyszło z planów.

Rano, ale było to prawdziwe rano, czyli ciemno i głucho, chciałem pojechać do kościoła. Niestety zostawiłem auto przed domem, a noc była mroźna i wilgotna, więc auto miało szyby nadające się do drapania. Pojechałem, ale później nieco.

Zabrałem się do tworzenia narracji oratoryjnej, nieźle mi szło, poukładałem całą akcję. Szkoda, że poukładane miałem w głowie, a nie na papierze. Kiedy siadłem do komputera, wszystko jakoś uciekło z głowy.

Potem… szkoda słów, stale coś mi stawało na przeszkodzie. Chociażby ze spacerem. Tak, nawet tu nie wyszło. Ubrałem się jak głupek, to znaczy przyzwyczajony do ostatnio cieplejszych dni, ubrałem się zbyt lekko.

Tak sobie myślę na koniec niedzieli, że w tym całym paskudnym dniu, ja miałem spory udział destrukcyjny. Trzeba wziąć się w garść, jutro nowy tydzień. Będzie dobrze!