Skończyłem przed momentem takie coś i nie wiem jeszcze jaki dać tytuł. Pewnie wymyślę po przyjściu z siłowni.
Nim łza ostatnia na rzęsach zaschnie,
Nim anioł wręczy bilet żelazny,
Ona się cicho przez okno wkradnie,
W zamkniętych oczach pokaże gwiazdy.
A ona oczy ma wciąż otwarte,
Niczym biednego człowieka kieszeń,
Wszystko co żyje jest dla niej żartem
I teraźniejszość palcami czesze.
Bywa łagodna jak uśmiech świtu,
Jak pocałunek na do widzenia
Lub gromowładna jak burzy przytup,
Krusząca serca nawet z kamienia.
Zimnym oddechem rozsiewa dreszcze,
Nie chroni przed nim koc ani odzież
Władczo wskazuje szlak w mroczną przestrzeń,
By pójść po wieczność w cichym pochodzie.