Chciałem tego, więc mam, chociaż trudno to nazwać spełnieniem marzenia. O czym piszę?
Przecież wczoraj (i nie tylko wczoraj, ale bardzo często to robię) utyskiwałem na niemożność doczekania się końca czegoś, co robię. Dzisiaj sam jestem wykończony. Napracowałem się jak koń z węglem, a to jeszcze nie koniec pracy.