Zaznacz stronę

Codziennie od dzisiaj, czyli od poniedziałku, odrobina szczęścia i to mi wystarczy. Niewiele od życia oczekuję. Zaczęło się pomyślnie, bo… kamień spadł mi z serca. Nie jakiś wielki głaz, ale jakby nalot z długo używanego czajnika. Tak, to jest lepsze określenie.

Co się stało? Prozaiczne szczęście, ale niedające mi spokoju od pewnego czasu. Kurier przywiózł mi dowód rejestracyjny od nowego auta. Są teraz takie udogodnienia, które człowieka wyręczają ze spraw najbardziej męczących. Czyli takich urzędowo koniecznych.

Nie ma obecnie nakazu posiadania dowodu podczas jazdy. Może sobie leżeć w domu, ale jestem już starej daty i mam pewnego rodzaju dyskomfort psychiczny kiedy dokumentu nie czuję w kieszeni. Stały dowód rejestracyjny jest wydany w Tychach, a to z powodu leasingu. Gdybym miała tam jechać, z pewnością zmarnowałbym cały dzień. Nie wiem, czy załatwiłbym sprawę szybko, bo przecież pandemia ma swoje bezkrwawe ofiary.

Poczułem ulgę na sercu, a teraz czekam na jutrzejszy zastrzyk szczęścia.