Zaznacz stronę

Rozdział 21

Z wojną w tle

– Oczywiście, że przyjdę. Nie przepuszczę takiej okazji – odpowiedziała Anka, kiedy zadzwonił do niej Franek z wiadomością, że Czesiek, którego spotkał w kamiliańskim parku chce się spotkać z najbliższymi koleżankami i kolegami szkolnymi. Dodała nawet jeszcze, że pomoże zawiadomić kogo trzeba.
Małżonek trochę pokpiwał, że na starość tych spotkań organizuje jej klasa coraz więcej.
– Po pierwsze, cieszyć się należy, że spotykamy się nie tylko z okazji pogrzebów, a po drugie, jest karnawał, na zabawy nie chodzimy, to przynajmniej do lokalu wybrać się możemy – stwierdziła Anka. – A po trzecie, o jakiej starości mówisz, Chyba nie mojej?
– Nie miałbym odwagi – odpowiedział śmiejąc się od ucha do ucha. Wiedział, że dyskusje o wieku nogą przeobrazić się w milczącą wojnę.
Gwiazdą wieczoru był oczywiście Czesław. Z wszystkimi nie widział się kupę lat, wyjechał do RFN unikając represji za działalność wywrotową.
– Walka z komunizmem wyszła ci na zdrowie – komplementowały go koleżanki.
– Po tylu latach, po przemyśleniach z dystansu czasowego, ale i geograficznego wydaje mi się, że nie ja walczyłem z komunizmem, ale on ze mną. Ja chciałem tylko normalności, zresztą większość tego chciała – mówił.
– Wybrałeś lepsze życie, rozumiem to, ale nie musiałeś zrywać kontaktów – stwierdziła Dorota nieco zgryźliwie, co nikogo nie zdziwiło, bo także w szkole stale darli koty.
– A czy mnie ktoś szukał, poza tym nie wyjechałem, żeby tęsknić, ale żeby żyć – odparł.
– Jednak zatęskniłeś – powiedziała Anka, co spowodowało całą lawinę rozmaitych tłumaczeń z każdej strony niepodważalnych, bo osobistych.
– Niedawno w Niemczech zmarła moja kuzynka, chorowała na Alzheimera. Biedaczka od dłuższego czasu traciła zmysły, a całkiem ostatnio o bożym świecie nie wiedziała. Gdy była przy zdrowych zmysłach nie snuła wspomnień, o nic mnie nie wypytywała, chociaż urodziła się w Tarnowskich Górach, a uciekała z rodziną, kiedy przybliżył się front wojenny. Uważałem, że jest to naturalne, bo wtedy była dzieckiem i mogła się uczuciowo nie wiązać z miejscem urodzenia, zwłaszcza w takich paskudnych czasach. Po pogrzebie znaleźliśmy jej pamiętniki, gdzie opisywała ucieczkę z Tarnowskich Gór.
– Przywiozłeś te pamiętniki? – zapytała Dorota.
– Porobiłem kopie z tych kartek, które mnie interesowały, pokażę wam. Będziecie mogli poczytać, jeśli znacie dobrze niemiecki – odpowiedział Czesiek.
Dorota chrząknęła znacząco, pokiwała głową z dezaprobatą i rzekła stanowczo:
– Powinieneś je przywieźć do Polski, to może być bardzo ważny dokument obrazujący sytuację w okolicach Tarnowskich Gór z wojną w tle. Przetrzymujesz materiały, które tutaj mogłyby się przydać.
– Nie sądzę, że zobowiązany jestem do tego. Ciekawe, co stałoby się, gdyby ktoś wywiózł poniemieckie dokumenty za Odrę? – oponował Czesiek. – Poza tym więcej jest tam spraw rodzinnych niż ważnych historycznie. Obawiam się, że mogła przeinaczyć coś albo opisywać subiektywnie. Jest to zrozumiałe, bo przecież wspomnienia nie są reportażem, ani protokołem z przesłuchania. W 45- tym roku mała 10 lat, wiele zdarzeń zapamiętała jako dorastające dziecko, wziąć trzeba też pod uwagę, zabrała się do pisania na emeryturze, kiedy już zaczęły się objawy nieuleczalnej choroby. Kuzynka pisała, że kiedy ludność wiedziała, że Armia Radziecka jest blisko, jedni szykowali się do ucieczki, inni szykowali schrony w piwnicach, próbowali zabezpieczać dobytek, bo fama o ruskich szła prędzej niż oni sami. Jej rodzice, a zwłaszcza ojciec był bardzo proniemiecki, dlatego woleli skorzystać z nadarzającej się okazji i zwiać. Z pamiętnika wynika, że wszystkich uciekinierów załadowali pewnego wieczoru do pociągu osobowego, który miał dojechać najpierw do Bytomia. Nie dotarli jednak do celu, bo gdy w Nakle stanęli na chwilę, maszynista z palaczem uciekli w pola, a jako, że nikt z pasażerów nie potrafił obsługiwać parowozu, całe bractwo zmuszone było iść dalej pieszo po ciemku. Jej ojciec, czyli mój wujek okropnie wtedy się zdenerwował, zresztą miał powody, bo w noc ciemną, na trzaskającym mrozie musieli z żoną i dziećmi drałować tyle kilometrów wzdłuż torów. Powody do zmartwień chyba miał też inne, kuzynka podejrzewała, że brał udział w czymś tajemniczym na tle zawieruchy wojennej. Relacjonuje dalej, że oderwali się od gromady prawdopodobnie na wysokości Orzecha, czy Radzionkowa. Tutaj wujek zaprowadził ich do jakiegoś gospodarstwa, widocznie byli to znajomi, ale w pamiętniku nie padają żadne nazwiska. Gospodarz bez specjalnego namawiania zaprzągł konia do wozu i pojechali. W pewnym momencie znaleźli się przy lasku na niewielkim wzniesieniu, czy raczej tylko w zaroślach, kuzynka pamięta jak w świetle księżyca widziała skały. Tam woźnica odebrał jakieś zawiniątko od wujka, wsunął w szczelinę, a po chwili rozległ się piekielny huk. Kuzynka siedziała na wozie zawinięta w koc i nie wie, czy był to wystrzał armatni, czy skała się zapadła. Jej się zdawało, że był tam jeszcze ktoś inny. W popłochu ruszyli dalej. Po wielu, wielu latach wujek zapytany o ten epizod odburknął jej tylko, że musiało jej się coś przyśnić, a jeśli nawet się zdarzyło, niech traktuje to jak sen.
Zgromadzeni wysłuchali opowieści z zaciekawieniem, kiedy zakończył nastała cisza.
– Przyznaj się teraz, że przyjechałeś szukać skarbów? – pierwsza odezwała się Dorota.
– Tak, masz rację! Kupiłem sobie szpadelek i mam zamiar w tydzień przekopać okolice Radzionkowa – drwił Czesiek.
Kazik, który zwykle miał wiele do powiedzenia, wysłuchał wszystkiego, a zrobiwszy głęboki łyk piwa rzekł:
– Wujek nigdy się tutaj po wojnie nie pokazał?
– Nie, kuzynka twierdziła, że czegoś się bał.
– Wiem czego, a przynajmniej podejrzewam. Wtedy w skałach ktoś upomniał się o swoje… – zaczął Kazik, ale wszyscy wybuchnęli śmiechem i mu przerwali.
– Wiemy, wiemy – powiedziała Anka – duchy jakieś. Pewnie skarbnik.
Kazik tylko pokiwał głową, bo według niego nie było się z czego śmiać. Skarbnik czy inna istota może być dla jednych fikcją, ale dla drugich nie. Skoro narodziła się w fantazji ludzkiej, to jakieś przesłanki ku temu musiały istnieć. Wojna mogła wiele zniszczyć, ale zjawisk paranormalnych nie była w stanie ruszyć.