Zaznacz stronę

Jestem trochę zirytowany, bo nie określę, że ściekły. O nie! Aż takiego stanu nerwowego nie odczuwam. O co chodzi?

Jestem niezadowolony z siebie, ze swojego działania. Piszę stale jakieś dyrdymały, wymyślam metafory nieraz niewarte funta kłaków, a konkretna robota leży odłogiem. Żeby było zabawniej, niewiele sobie z tego mam za złe. Co jest grane? Jakieś zobojętnienie, niezrozumiałe lekceważenie poważnych spraw?

Muszę z tym skończyć, ale przede wszystkim muszę skończyć oratorium. Za wszelką cenę, chociażbym nie był z tego zadowolony… Co, znowu wypowiedź lekkoducha?