Nigdy nie narzekam na nudę, jest mi ten stan obcy zupełnie. Nawet teraz, kiedy są jeszcze zablokowane niektóre możliwości działania. Ostatnio mniej piszę, więcej poświęcam się przygotowaniu wystawy szopek i trochę bardziej wtykam nos w książki.
Dlatego też moje kroki skierowałem do biblioteki, bo takowa jest już czynna. Pełna ochrona, poczułem się jak w szpitalu chorób zakaźnych. Nie ma się co dziwić, obawy przed wirusem z koronką nie powinny dziwić. Oddałem te pozycje, które pożyczyłem przed pandemią i zabrałem jedną. Wszystko ładnie, ale nie rozumiem czternastodniowej kwarantanny dla książek. Podobno w innych bibliotekach trwa ona zdecydowanie krócej. Wobec takiego rygoru musiałem postawić pytanie:
– Rozumiem, że ja mogę zacząć czytać pożyczoną książkę dopiero po dwóch tygodniach?