Zaznacz stronę

Rozdział 45

Jak wytrzymać w upale

Pani Zgubeck wracała w południe z targu i strasznie sapała ze zmęczenia. Dźwiganie tylu kilogramów własnych plus zakupy w normalnych warunkach wymaga wysiłku, a co dopiero w taką tropikalną pogodę.
– Jak pani wytrzymuje ten upały? – zapytał Policmajster panią Zgubeck. Siedział w cieniu lauby i wpatrywał się w swojego biegającego za kotami psa.
– Jakoś wytrzymuja, abo co? – burknęła gruba sąsiadka i spojrzała z ukosa na Wołacza.
– Pytam, bo jak pani pewnie wie, trochę niedomagam na serce i strasznie cierpię w taką pogodę – Policmajster ciągnął dalej ten temat. – Myślałem, że pani z pokaźną tuszą też ma takie problemy.
– Jo mom inksze problymy. Ciengiym jeść mi sie chce, a w taki hic to nogi se mocza w laworze – rzekła.
– Gdzie pani moczy? – Wołacz nie zrozumiał.
– W miydnicy – burknęła i poszła do siebie. Nie należała do osób gadatliwych, a z Wołaczem to już wcale rozmawiać nie chciała.
W międzyczasie napatoczył się Poeta, też zerknął, co się dzieje w laubie i mało nie zemdlał z przerażenia. Wołacz siedział z głową zwieszoną na ramieniu, miał język wywalony i szybko sapał.
– Boże Święty! Co się panu stało? – Poeta odruchowo złapał sąsiada za garstek, żeby sprawdzić tętno.
– Spokojnie panie sąsiedzie, spokojnie! Próbuję pozbyć się ciepła. Patrzę na swojego psa i widzę jak nieźle sobie radzi. Zwierzęta mają swoją mądrość i proszę sobie wyobrazić, że to pomaga.
– Ziajanie psu pomaga, ale pan wyglądał jakby dogorywał. Hipopotamy wchodzą do bagnistego bajora, to może i pan tego spróbuje? – Poeta trochę się zdenerwował, bo wiedząc o sąsiada kłopotach kardiologicznych myślał, że coś się faktycznie stało.
– Panie sąsiedzie marzy mi się klimatyzacja, w tych warunkach czułbym się doskonale – powiedział Wołacz.
– To żaden problem, trochę kosztuje, ale pana chyba stać?
– Pewnie i stać mnie, ale ja śnię o klimatyzowanych pomieszczeniach sejmowych.
– W pana przypadku widzę bardziej radykalny sposób schłodzenia emocji. Kubeł zimnej wody na głowę, kiedy się okaże, że elektorat zawiódł. W październiku nie wiem, czy potrzebne będzie panu chłodzenie, bo wtedy upałów już nie ma.
– Jest pan mało życzliwy, nie chce pan, żebym sobie warunki polepszył. Nasza sąsiadka, pani Zgubeck przynajmniej coś mi poradziła, ona moczy nogi w miednicy. Swoją drogą zastanawiam się, jak ona to robi, że nogi w okolicy swej miednicy do wody wkłada. Kąpiel nasiadową sobie robi? Przecież ona się nawet do wanny z tym tyłkiem nie mieści – zastanawiał się były milicjant, a Poeta zdziwiony przecierał oczy, bo zrozumiał, że tamten nie wie o co chodzi.
– Panie sąsiedzie – tłumaczył. – Ona nie moczy nóg w okolicy miednicy, ale stopy do miednicy z wodą daje. To jest stary, dobry sposób. Nigdy pan nóg nie moczył w strumyku?
– Nie zrozumiałem jej, wszystko przez ten upał, ale ze mnie…- nie dokończył szczerej wypowiedzi, ale Poeta doskonale wiedział, co miało być powiedziane.
Wieczorem Poeta wszystko to opisał w blogu. Dodatkowo wspomniał o innych dziwnych zachowaniach spowodowanych upałem:
„Pewien mój znajomy, którego reszta rodziny wyjechała na wakacje, po całym dniu pracy doszedł do wniosku, że nigdzie tak nie wypocznie, jak w hipermarkecie. Posilić się tam można w barze, zrobić zakupy – to oczywiste, ale także ochłodzić strudzone ciało. Wyszedł z auta i resztkami energii skierował się w stronę wejścia. Co spowodowało, że nie trafił do drzwi, ale w szklaną ścianę obok, tego nie pamięta. Przydzwonił głową i stracił przytomność. Zanim przyjechało pogotowie ochroniarze udzielili mu pierwszej pomocy. Ktoś wpadł na pomysł, żeby przyłożyć mu do głowy worek z mrożonką i po chwili oprzytomniał.
– Panie, coś to pan nawyrabiał? – zapytał pracownik marketu.
– Ja tylko chciałem się ochłodzić – odparł poszkodowany.
– Tego jeszcze nie słyszałem, żeby chłodzić się uderzając głową w ścianę. Lepiej panu? – tamten przytaknął, więc ochroniarz dodał. – Trzeba było sobie zaraz kupić mrożonkę za niecałe cztery złote, a nie okaleczać się.
Inny gość z naszego powiatu dla ochłody kupił sobie duży basen ogrodowy, takie pożyteczne cacko z całym oporządzeniem. Rozłożył go w ogródku za budynkiem gospodarczym, żeby nie rzucał się w oczy zawistnym sąsiadom i rano miał zamiar napuścić wody. Niestety o świcie okazało się, że nabytek zniknął. Powiadomił zaraz organa ścigania.
– A jak go ukradli, z wodą? – zapytał policjant. Robiąc skrót myślowy miał zamiar dowiedzieć się, czy basen był rozłożony, czy złodzieje włamali się do domu.
– Tak, z wodą ukradli! Tam wchodzi 18 kubików, więc dla złodzieja podniesienie takiego ciężaru nie jest problemem – odpowiedział delikwent stukając się w czoło, bo przypuszczał, że policjantowi upał pomieszał zmysły…”
W tym miejscu Poeta przerwał pisanie, bo na klatce schodowej usłyszał głośne trzaskanie.
– Przeciąg albo opa Francek straszy – mruknął i poszedł sprawdzić, co się dzieje, bo źle by się stało, gdyby stłukły się szyby w oknach.
O kilku miesięcy nie palił papierosów, ale z przyzwyczajenia schodził wieczorami na podwórko. Zawsze coś się tam działo, sąsiadki z dołu plotkowały w laubie. Taka sielska atmosfera dawała chwilę relaksu, była odskocznią od komputera, od pisania i szperania w internecie. Przy śmietniku Karlus palił papierosa, kłopoty z synem sprawiły, że czasami wypalił kilka nawet papierosów na raz.
– Znowu jakieś zmartwienie panie sąsiedzie? – zagadnął go Poeta.
– No wie pan, zmartwienia są zawsze, pesymista nawet narzeka, kiedy jest ładna pogoda. Przed momentem wróciłem z akwaparku, trochę popływałem i narzekać będę jutro, bo będę miał zakwasy.
– Chłodzenie się w wodzie to dobry sposób – powiedział Poeta.
– Tak, ale ja wybrałem inny wariant. Posiedziałem dłuższą chwilę w saunie i teraz temperatura powietrza mnie nie rusza. Człowiek cywilizowany robi postępy w nauce, technice, a z siłami natury nie daje sobie rady.
– Nie do końca – zaprzeczył Poeta. – Proszę spojrzeć, nasze sąsiadki siedzą w laubie i moczą nogi w zimnej wodzie. One jakoś sobie dają radę.
– Ja, proszę pana, mówiłem o człowieku cywilizowanym! – rzekł Karlus złośliwie i obaj parsknęli śmiechem.
Ich uwagę przykuł pochylony głęboko Kania idący wolno przez podwórko.
– Panie Kania, zgubił pan coś? – Karlus rzucił pytanie.
– Niy! – burknął i złapał się za plecy. Kaniowa siedząca w laubie wytłumaczyła im, że męża przewiało. Nie chciał jej posłuchać, że z gołymi plecami nie można siedzieć przy otwartym oknie.