Zaznacz stronę

Klatka schodowa

– Wychodzę – oznajmiła stanąwszy w drzwiach kuchni.
– To, że szykujesz się do wyjścia zauważyłam już przed godziną – odparła mama zajęta pichceniem czegoś na niedzielę. – Zrobiłaś porządek zresztą ciuchów, czy zostawiłaś stertę na łóżku?
– Zostawiłam stertę na łóżku, posprzątam kiedy wrócę – odpowiedziała naśladując zgryźliwy ton rodzicielki.
– A kiedy wrócisz?
– Nie wiem, kiedy wrócę –
– Szkoda.
– Mamo! Czego szkoda? Nie mam dziesięciu lat, mogę wracać późno. A tak w ogóle co cię ugryzło, że jesteś złośliwa? –
– Szkoda, że mimo dorosłego wieku nie tylko nie wiesz, kiedy wrócić, ale przede wszystkim jak się ubrać. Wyglądasz jak lafirynda.
– Dziwne skąd wiesz jak wyglądają lafiryndy? – rzuciła pytanie retoryczne i nieco zdenerwowana wyszła z mieszkania.
Faktycznie była nieco potrzepaną młodą kobietą, zdawała sobie z tego sprawę. Myślami bujała w obłokach, ale potrafiła artystyczną duszę utrzymać w ryzach. Wiedziała, gdzie przebiegają granice między marzeniem, a rzeczywistością i między żartami, a przyzwoitością. Ubierała się ekstrawagancko…? Nie zupełnie można tak twierdzić, bo udawało się jej gustownie podkreślać jej urodę. Mama była oczywiście innego zdania, wychowana w purytańskiej rodzinie, wymagała od córki skromności.
– Ubieram się tak, bo chcę być odróżniana od koleżanek, a przede wszystkim taka podobam się mężczyznom – tak mniej więcej odpowiadała zwykle na kąśliwe uwagi mamy, która w nie była dłużna w wymianie zdań mówiąc:
– Lepiej byłoby, gdybyś spodobała się wreszcie jednemu.
– Puszczalska nie jestem, a z prymitywami się nie zadaję.
No tak. Kochająca matka chciała, żeby latorośl założyła własną rodzinę, córkę bardziej interesowało kształtowanie ego. W ten wieczór umówiła się właśnie z jednym takim, który prymitywem nie był. Znajomość trwała już kilka dobrych miesięcy. Właśnie były to dobre miesiące, miłe rozmowy, nieco wesołe, ale zawsze z głębszym podtekstem. Było im razem dobrze w każdej sytuacji, nawet w najintymniejszej, ale czy to była już miłość, czy fascynacja jeszcze?
Siedzieli w restauracji, w cichym kąciku. Po smacznej kolacji popijali trunki. Ona wino, on piwo, rozmawiali.
– Zastanawiam się, co mężczyźni wiedzą o wnętrzu kobiety. Co ty potrafisz w tej materii powiedzieć o mnie? Czy wiesz, co nas różni? – rzuciła pytanie wraz ze znaczącym spojrzeniem.
– Coś tam wiem, ale mój kolega powiedziałby o wiele więcej – odparł poważnie, ale ona wyczuła podstęp.
– Jest psychoanalitykiem?
– Nie radiologiem. A ja z biologii pamiętam, że w klatce piersiowej są przede wszystkim płuca i serce, a co nas różni wewnętrznie… – nie dokończył, przerwała mu.
– Teraz chcesz pewnie powiedzieć, że masz innego kolegę ginekologa, który dokładniej zna zawartość kobiecej miednicy. Dmuchnę cię zaraz w łeb, to ci się rozświetli! Na razie dmuchnę ci w czuprynę dymem – jak rzekła, tak zrobiła, po czym dodała:
– Poważnie pytam i liczę na miłą odpowiedź, bo jest mi to potrzebne.
– Patrząc na ciebie nie trudno znaleźć różnice…
– Tak, wiem, ale pytam o psychikę, o uczuciowość, więc nie musisz mi zerkać za dekolt – przerwała mu, a on wcale się nie speszył, wręcz bardziej nachylił się ku niej.
– Zerkam, bo właśnie twoja klatka piersiowa jest mi potrzebna do przedstawiania sensu wypowiedzi. Wnętrze kobiety jest jak piękna klatka schodowa pałacu, po której mężczyzna wchodzi do sypialni.
– Ha, ha! Parsknęła śmiechem. Ty zboczeńcu zawodowy!
– Masz rację żyję tylko swoim zawodem i tobą – przytaknął, a potem zaczął czegoś szukać w kieszeniach marynarki…
Było bardzo późno, więc weszła do mieszkania cichutko, żeby nie zbudzić rodziców. W domu pachniało świeżym ciastem i pieczenią wołową. Były to dobre duchy wyfruwające z kuchni, świątyni mamy. Ojciec już spał, ale mama oglądała jakieś filmidło.
– I jak spotkanie? Podobałaś się? – nie trudno był wyczuć złośliwość.
– A żebyś wiedziała! W dodatku spełniło się twoje marzenie, spodobałam się jednemu. Właśnie dzisiaj mi się oświadczył. Popatrz! – zaprezentowała pierścionek zaręczynowy, a mama zasłoniła usta, żeby śmiechem nie zbudzić ojca.
– Dobraliście się jak w korcu maku. Pewnie też jest świrniętym artystą jak ty.
– Nie, jest architektem. Powiedział, że taką mnie kocha i nie chce nic zmieniać w moim wnętrzu.
– Jeśli nie chce cię zmieniać, to wyjdź za niego, bo jest lepszy ode mnie – powiedziała mama, ale bez zwykłej uszczypliwości.