Zaznacz stronę

Rozdział 35
Smak zwycięstwa

Co mogło Poetę kusić wieczorem? Oczywiście, że papierosek na podwórku, on jednak postanowił rzucić palenie i chociaż bardzo go korciło, siedział i pisał bloga ciesząc się, że chwilowo zwycięża nałóg.
„Zwycięstwo ma różny smak. Można się o tym przekonać śledząc bieg dziejów ludzkości, ale także bez szczegółowego studiowania historii, codzienność daje nam szereg na to przykładów. Ot, chociażby w tym roku poczułem jeszcze jeden walor zwycięstwa na faszyzmem. W niedzielę wracałem do domu i podobnie jak przed tygodniem Wołacz wieszał flagę.
– Sąsiedzie, nich pan uważa, żeby znowu mi na głowę nie zrzucić czegoś – zawołałem z pewnej odległości.
– Tyle ludzi własnym życiem okupiło zwycięstwo w 1945 roku, że taki uszczerbek na zdrowiu jest niczym – ironizował znowu.
– Właśnie, tyle milionów ludzi. Chciałoby się rzec, że to pyrrusowe zwycięstwo.
– Pan to wiecznie swoje bajdurzy. Jakie rusowe? Przecież tyle narodów walczyło!
– Nie rusowe, ale pyrrusowe. Źle mnie pan zrozumiał.
– I dalej nie rozumiem o co chodzi. Dlaczego pan twierdzi, że to poznaniacy zdobywali Berlin? – zapytał Policmajster, a tym razem to ja nie wiedziałem o co chodzi.
– Nie miałem na uwadze poznaniaków, pan jest albo głuchy, albo myli pojęcia.
– Niczego nie mylę, przecież na poznaniaków mówi się Pyrusy, tak od ichnich kartofli – odparł i w ten to sposób pokazał, że zwycięstwo może mieć także posmak głupoty.”
Pani Brzoza wróciła z uroczystości beatyfikacyjnych i niewiele rozmawiała z mężem. Czuła do niego dystans, bo kobieca intuicja podpowiadała jej, że coś przeskrobał. Nie myliła się. Kiedy poszła do sklepu, żeby podzielić się wrażeniami, ekspedientka, jej przyjaciółka zaraz opowiedziała, co pan Brzoza czynił. Niby nic takiego, bo raczył się piwem z Poetą, ale było to przestępstwo równe zdradzie małżeńskiej.
– Wstyd nam przynosisz draniu, łajdaku, pijaku. Z elementem się zadajesz – krzyczała na niego w mieszkaniu tak głośno, że ściany, które podobno mają uszy wcale mieć ich nie musiały, żeby całe otoczenie słyszało.
– Znowu ci ktoś głupot naopowiadał, uspokój się, bo mecz oglądam i nie będę nawet wiedział, czy moja drużyna zwyciężyła. – Poza tym Poeta nie jest elementem. To kulturalny człowiek, książki pisze i wygrywa konkursy literackie.
– Te jego zwycięstwa w konkursach literackich mają smak alkoholu. A ty łamiesz przysięgę małżeńską, bo zamiast trzymać ze mną, jeszcze jego bronisz. Nie będę się odzywać się do ciebie – krzyczała histerycznie.
– Dla mnie to jest cudowna wiadomość, zacznij od zaraz, bo moi chyba zwyciężają – burknął Brzoza i zwiększył głośność w telewizorze, czym rozwścieczył małżonkę
– No, zobaczymy kto tu zwycięży! – syknęła z nienawiścią.
W ten to sposób nie rozmawiali ze sobą od kilku dni. Pierwszą potyczkę wygrała pani Brzoza, bo przestała szykować mężowi jakiekolwiek jedzenie. On wprawdzie doskonale sobie radził, ale któregoś dnia pomylił puszki w lodówce i posmarował chleb czymś, co wydawało mu się być pasztetem. Kiedy zrobił pierwszy kęs, poczuł, że coś jest nie tak. Nie dziwota, bo nałożył sobie na kromkę kocie jedzenie. Klął na czym świat stoi! Ona triumfowała, jej zwycięstwo miało dla męża smak kociej konserwy.
Najstarsza latorośl Karlusów, córka jest już w tym wieku, że budzi zainteresowanie płci odmiennej. Trzeba przyznać, że z rozwrzeszczanej, nieposłusznej smarkuli wyrosła na całkiem udaną pannicę. Już teraz nie boi się pani Zgubeck, a sąsiadka – tłuścioch także zmieniła o niej zdanie, bo dziewczyna zawsze grzecznie ją pozdrowi, a nawet pomoże taszczyć ciężkie torby, kiedy spotykają się na schodach. Należy stwierdzić, że jest ona wielkim wychowawczym zwycięstwem ciężkiej ręki ojca i anielskiej cierpliwości ojca. Szkoda tylko, że tego samego nikt nie powie o jej młodszym bracie.
Jako się rzekło, dziewczyna podobać się mogła i niejednemu w oko wpadła, ale szczególnie jednemu, który zrobił na niej dobre wrażenie i wydawał się rozsądnym. Chłopak ów kupił sobie motocykl i zaprosił wybrankę na pierwszą przejażdżkę. Czy to, że chciał jej tylko zaimponować, czy rozsądek jego był powierzchowny, trudno stwierdzić. Faktem jest, że po brawurowym rajdzie po mieście stwierdziła:
– Więcej na motor z tobą nie siądę.
– Nie wygłupiaj się, widzisz przecież, że dobrze jeżdżę. Nic nam się nie stało.
– Nie jeździsz dobrze, ale wariacko. Owszem, tym razem nic nam się nie stało, co nie gwarantuje bezpieczeństwa przy kolejnej okazji.
Aż dziw bierze, że taka młoda osóbka ma tak poukładane w głowie. Miłość prysła jak bańka mydlana, on sobie znalazł uczuciowe wsparcie w osobie jej najbliższej koleżanki, a ona chłopaka z rowerem. Przypuszczenia Karlusówny spełniły się. Jej były wielbiciel jadąc z byłą już przyjaciółką zrobił jeden nieostrożny ruch kierownicą i wylądowali w krzakach. Specjalnie nic tragicznego się nie stało, on leżał w szpitalu na obserwacji, ona po opatrzeniu zadrapań mogła o własnych siłach wrócić do domu.
– Wiesz, widziałam tę wariatkę dzisiaj w mieście – córka opowiadała Karlusowej.
– I co, jak się czuje?
– Nie rozmawiałam z nią, bo kiedy mnie zauważyła, uciekła na drugą stronę ulicy. Twarz miała podrapaną, tak paskudnie wyglądała, aż było miło patrzeć – kpiła ze smakiem triumfu stwierdziła dziewczyna. Matka spojrzała na nią niby karcąco i obie wybuchnęły śmiechem.
Pani Zgubeck też mogła powiedzieć o zwycięstwie na polu walki z łakomstwem. Wielka ochota brała ją na czekoladowe jajka, które zostały jej po Wielkanocy. Nie tknęła ich jednak, lecz rozdała najmłodszej córeczce Karlusów i Olkowi, prawnukowi Kaniów. Tak była zadowolona z silnej swej woli, że nagrodziła się sowicie i tego samego dnia odwiedziła sklep mięsny. Zwycięstwo pani Zgubeck nad łakociami z czekolady miało smak boczku i salcesonu ozorkowego.
Zwycięstwo w koleżeńskim turnieju skata na działkach miało dla Kani smak piwa zmieszanego z wódką. Kiedy wrócił do domu, jego chuch spłoszyłby nawet ducha opy Francka. W laubie siedziały lokatorki z parteru i pani Brzoza, żaląca się na męża.
– Ty giździe pieronowy, naprany! – darła się Kaniowa na męża, ale pani Brzoza wzięła go w obronę.
– Niech pani nie krzyczy, bo on przynajmniej coś robi pożytecznego! Lepszy jest od mojego chłopa, a od Poety to już całkiem.
Kaniowa spojrzała tylko spode łba na sąsiadkę i pomyślała, że oni wszyscy są po jednych pieniądzach, tych przepitych i przegranych w karty.