Ku końcowi lata
I znowu będą nafruwać ptaki
Nad pól zoranych rozdarty łachman.
Stoczy się w niższe, jesienne szlaki
Słońce jak wielki spękany kasztan.
Zmęczone drzewa juczne owocem
Zaczną do ziemi ludziom się kłaniać
Prosząc wszechświata biblijne moce
O pomoc czyjąś w typie Adama.
Much rozwrzeszczanych bezczelny desant,
Zdesperowanych straceńców nalot,
Będzie spocone powietrze mieszać,
Mając do szczęścia czasu zbyt mało.
Z ulotnych duszków – nitek pajęczych,
Lato tkać będzie mgliste odzienie,
Bo zelżał upał, skwar tak nie męczy
I wieczorami ciepło już nie jest.