Zaznacz stronę

Klocek

– Kamrat mojego starzyka takie miał zderzenie. Nie wiem, czy to wyście wtedy byli, panie Skarbnik?
– Mów, zobaczymy – rzekł Skarbnik i usiadł przy ociosie.
– Było to tak:
„Jeden górnik zjechał na szychtę zły okropnie. Dostał wypłatę i zdawało mu się, że zarobił zbyt mało. Przyszedł na przodek, rzucił kilofem i zaklął:
– Pierona jasnego, za te pieniądze robić nie będę!
– A za jakie będziesz? – ktoś się go zapytał za plecami.
Obejrzał się górnik, a tu stoi skarbnik. Wciekły, bo przecież nie lubi jak ktoś przeklina. Tamten się wystraszył i zaczął przepraszać.
– Nie przepraszaj, tylko mów o co ci chodzi?
– Patrzcie panie skarbnik – tu wyjął a kieszeni zwinięty pasek z wypłatą i poświecił lampką – człowiek robi cały miesiąc i patrzcie ile dostanie! Tak mało! Od tego zgłupieć można!
– To powiedz mi ile potrzebujesz, żeby nie zgłupieć? – pytał spokojnie Skarbnik.
– Tak od razu nie powiem, muszę się zastanowić.
– Weź się do pracy, pomyśl, a na koniec dniówki przyjdę się zapytać.
Myślał górnik, myślał cały dzień, więcej się tym zastanawianiem zmęczył niż pracą. Nie wiedział poco duchowi taka wiadomość, może chce mu zrobić jakiś kawał.
Zbliżał się koniec szychty, znowu pojawił się Skarbnik i usłyszał odpowiedź:
– Najbardziej by mi pasowało, żeby się w złoto przemieniło to, co z kopalni do domu przyniosę – tak powiedział, bo myślał o wypłacie.
– Dobrze, tak się stanie jak chciałeś – odpowiedział Skarbnik – trzeba umieć się cenić.
Były to czasy, kiedy z kopalni górnicy przynosili klocek. Zabrał górnik swój klocek do domu, a tam się okazało, że kawałek drewna zamienił się w złoto. Chłop nie wiedział co z takim bogactwem zrobić, siedział i myślał, aż mu się pomieszało w głowie.”
– Zawsze mówię tak: „biedny nie je – bogaty głupieje” – śmiał się Skarbnik i dodał: pewnie, że to byłem ja, któżby inny! Teraz ty posłuchaj co było dalej z Wojciechem i Radzinem.