Zaznacz stronę

Impuls do pisanie przychodzi bardzo niespodziewanie i w przeróżnych okolicznościach. Poniższy tekst napisałem pod wpływem pomysłu, który mi przyszedł wieczorem, kiedy… zamykałem garaż.

Trzej poeci

Wieczorem, gdy księżyc natchnieniem świat zrasza,
W maleńkiej tawernie przy trunku do woli,
Poetów trzech jęło swe prawdy wygłaszać,
Jak można poezję dla plebsu wyzwolić.

Ten pierwszy, którego tutejsza bohema
Od dawna nazywa największym pisarzem,
Stanowczo trwał przy tym, że poezji nie ma,
Gdy nie jest rodzącym się w bólu wyrazem.

Następny poeta ciut gorszy w hierarchii,
Na co dzień nim gardził, opluwał ten pierwszy,
Powiedział, że twórczość nie musi nas martwić,
Poezja się rodzi, więc trzeba się cieszyć.

A trzeci z opinią najgorszą podobno,
Napiwszy się piwa pokazał im fisia,
Wynurzył swą rację obecnie niemodną,
Że dobrą poezję należy napisać.

Nie mogli się zgodzić poezji artyści…
Dlatego ten pierwszy nie płacił, a wyszedł,
Uśmiechał się drugi i też nie uiścił,
Zapłacił najgorszy, który wiersze pisze.

Wieczorem, gdy księżyc zmęczony przystawał,
W tawernie ten trzeci przysypiał zawiany,
Przybyła tam nagle poezja jak zjawa
Cmoknęła go mówiąc: dziękuję, kochany!

Nie mam pojęcia, może muza wyfrunęła spod garażowych drzwi, może skrzypiące zawiasy uwolniły moce…? Chyba tak, bo wiersz jest właśnie skrzypiący. Trzeba go dopracować.