Wczoraj skleciłem pierwszą zwrotkę, a dzisiaj dopisałem resztę. Powstało takie coś:
Spacer z samotnością
Z samotnością szedłeś na spotkanie,
Była miła jak zwykle, choć smutna.
Wasze kroki sunęły na pamięć
W stronę z lekka niechcianego jutra…
Szmer podeszwy kaszlącej po żwirze
Na przechadzce aleją parkową
Kładł się śladem wciąż bliżej i bliżej
Samotności idącej tuż obok.
Była taka leciutka jak walczyk,
Przepojona wiewiórki gonitwą
I nie czuła zazdrości, że patrzysz
Za idącą dziewczyną niebrzydką.
Potem siadłeś na ławce soczystej,
Bzyk komarów wyznania jej przerwał,
Gdy mówiła: to jest oczywiste,
Że ci będę do śmierci już wierna.
Nie było łatwo z całym tekstem, jakby odwrotnie do aury. Ona się klei zupełnie, może dziś trochę popada?