Od rana wiedziałem, że muszę coś napisać, nie powiem, że mnie jakiś motyw męczył. Nie, nie! Było zupełnie inaczej, miałem chęć napisać, ale co, tego nie byłem pewny. Teraz, czyli pod wieczór przejrzałem notatki w brudnopisie i znalazłem zapis pomysłu z dyktafonu. Takie niby nic, a jednak mnie ruszyło. Konkretnie chodzi o „imię bez liter”. Dałem się złapać na ten motyw jak ryba na świeżego robaka. Nie trwało długo i jest taki skromny tekścik. Jedyną trudnością było zatytułowanie, w końcu napisałem tak:
Jak płomień świecy
Ktoś zniknął niczym płomień świecy,
Zdmuchnięty czasu wiatrem podłym,
Nie byłem w stanie się nacieszyć,
Dni w kalendarzu mnie zawiodły.
Myślałem, że się liczą same
Od poniedziałku do niedzieli,
A taki mam w pamięci zamęt,
Czas minął jakby z bicza strzelił…
Został wyblakły wspomnień skrawek,
Realia przesiąknięte mitem,
Byłem już przekonany nawet,
Że w tym imieniu nie ma liter.
Ktoś zniknął, ale czy na pewno?
Przeszłości wiatr powraca przecież,
Czas ponoć jest wartością względną,
A kupić można nową świecę.