Zaczęło się w porze obiadowej. Okazało się, że z powodu braku sitka, dodam, że odpowiednio małego, trzeba było użyć dużego, żeby odcedzić makaron. Sitko wylądowało niedawno na śmietniku, bo z jakiegoś powodu było dziurawe. Są w kuchni inne sitka, ale przeznaczone na inną okazję, a nie na minimalną ilość makaronu dla dwojga złaknionych dusz. Można stwierdzić, że ono właśnie ma być dziurawe, powinno posiadać multum malutkich dziurek. Tak, ale zepsute sitko miało wielką dziurę i trzeba było niezwykle uważnie operować nim oraz ciepłym garnkiem, żeby makaron nie wylądował w zlewie.
Ten obiadowy epizod skłonił mnie do tajnej wyprawy. Pojechałem do Tarnowskich Gór i kupiłem aż 3 różnej średnicy, ale każde w kategorii średniej. Spojrzenie mojej kochanej żony było wymowne. Mimo wszystko żyję.