Zastanawiać się nie muszę zbyt wiele nad tym, czego mi do szczęścia brakuje. Trochę konsekwencji w działaniu, odrobina dystansu do spraw, które wydają się ważne, ale tylko wydają się być takimi. Ten dystans powinien mieć naturę psychiczną, mentalną, ale także fizyczną. Powinienem oddalić się od krajobrazu, który napędza stale te same wizje.
Cieszę się, że już w piątek będę miał okazję na kilka dni odsunąć się fizycznie właśnie od powszedniości dającej mi przecież tak wiele pozytywnych doznań, ale także powodującej zmęczenie kieratem mielącym codzienność różnego kalibru bodźce. Stają się one w procesie przemyśliwania papką źle strawną i pospolitą.
Ponoć podróże kształcą, być może, to znaczy na pewno, ale nie tylko. Są lekiem na zmęczenie, ułatwiają ułożenie klocków budujących podłoże psychiczne dla twórczości. Zbyt wiele nie obiecuję sobie po kilkudniowej pielgrzymce do sanktuariów Archidiecezji Przemyskiej, nie oczekuję cudów. Wystarczy, że będę miał okazję przetrawiać mózgiem to i owo.