Dzień klęski?… Nie, ale kilka drobnych potknięć, coś się nie dopasowało, coś zablokowało i nie wyszedł zamierzony efekt. Marudzę jak zwykle, bo nie udało mi się napisać dwóch tekstów o jesieni. Zacząłem nawet z sensem, ale treść okazała się płytka i mało poetycka. Wchodzimy w sezon natchnienia, melancholii, lekkiego przymglenia, ale także wyraźnych barw i kiedy trzeba jaskrawego Słońca. Walorów wczesnej jesieni nie muszę opisywać, bo wystarczy spojrzeć przez okno, wyjść na spacer albo zamknąć oczy i uruchomić fantazję. Obecnie zieleń zaczyna walczyć z żółtym kolorem nawet przechodzącym w złoto. Czerwień już przebłyskuje w koronach drzew, a drzewa iglaste jakby odrobinę ściemniały lub poszarzały.
Taki staje się krajobraz w lesie i parku, co dzieje się na szachownicy pól, o tym można pisać poematy.
Można? Nie można, bo mnie zablokowało w pewnym momencie. Liczyć mogę jedynie, że jest to faktycznie moment, a nie cała jesień. Przypuszczam, iż skreślę coś sensownego.