Zachciało mi się chleba, tak! Chociaż jest chleb żytni, do tego jakiś tostowy. A co nie wolno mieć zachcianek, mieć ochotę na najzwyklejszy chleb? Zwłaszcza kiedy ciężko pracowałem, zwłaszcza kiedy wraca się wieczorem z siłowni, zwłaszcza gdy jest piątek, a ja o świcie muszę jechać do pracy, zwłaszcza kiedy mi się chce i koniec.
– A kup sobie – odpowiedziała Agnieszka słysząc moje kaprysy.
Pojechałem do zbrosławickiej piekarni czynnej całą dobę. Postałem kilka minut w kolejce, bo jakieś dwie paniusie kupowały wszystko i nic, czyli po jednej bułeczce, po jednym ciasteczku, po jakim nie wiadomo co, bo nie przysłuchiwałem się ich zachciankom. Miałem swoją i cierpliwie czekałem na spełnienie marzenia.
– Proszę mały chleb – rzekłem.
– Nie ma, przed chwilą sprzedałam ostatni – oznajmiła sprzedawczyni. – Ale jest duży, niech pan kupi połówkę.
– Nie, dziękuję miałem ochotę na mały chleb, zależało mi na piętce. Jeśli nie ma, to trudno, widocznie tak musiało być.
Kupiłem butelkę żuru, na którego wcale nie miałem ochoty.