Bardziej sentymentalnie niż towarzysko. Bardziej pod dyktando Agnieszki niż moje i słusznie, bo tutaj się urodziła,wychowała i wykształciła. Spacer po dawnych jej ścieżkach, trochę po naszych wspólnych. Do tego cmentarz na Grabiszynie, takie dopełnienie Święta Zmarłych. Potem msza święta u dominikanów w kościele pod wezwaniem św. Wojciecha.
Nie odmówiliśmy sobie kolacji w „Stekowni”, restauracji sieci popularyzującej świetną wołowinę z Warmii. Jedliśmy takie specjały w Giżycku w tym roku. Szkoda, że „Stekowni” nie ma w naszych okolicach, jedynie ta we Wrocławiu i w Krakowie. Może i lepiej, bo konsumpcja mogłaby nam spowszednieć.