Wracając do wczorajszego wpisu o sennej kontynuacji powieści powinienem opisać dzisiejszy sen. Przynajmniej w skrócie.
Czytałem przed zaśnięciem pewną powieść marynistyczną i prosto z jej kartek znalazłem się w Parku Wodnym. Był nieco inny niż ten tarnogórski. Powiedzmy, że „nieco”! Tylko budynek na zewnątrz był podobny, środek zupełnie inny. Baseny na dwóch poziomach robiły wrażenie, ale wody w nich było tylko do pasa. Może dlatego zrezygnowałem z pływania i dałem się wkręcić do zabawy z młodzieżą. Polegała ona na rzucaniu czymś do dużego pojemnika z pluszowymi maskotkami. Piszę „czymś”, bo tak do końca nie wiem co to było, jakiś przedmiot równie miękki jak te maskotki. Kto trafił do celu, ten mógł zabrać swoje trofeum. Dzieci i trochę starsza młodzież doskonale się spisała, ale ja nie potrafiłem wykonać zadania. Zniechęcony wyszedłem na zewnątrz, a tam także rzucano do celu, ale piłką do powieszonego okręgu. Też nie trafiałem! Żeby uniknąć kompletnego blamażu, opuściłem Park Wodny i dziwnym trafem znalazłem się na ul. Krakowskiej. Tutaj przechadzały się tłumy ludzi, pewnie były Gwarki, wszyscy maszerowali wzdłuż ustawionych stoisk z… pluszowymi maskotkami! Być może dlatego zorientowałem się, że nie rozliczyłem się w Parku wodnym. Trudno, trzeba było wracać. Tylko nie wiem dlaczego w tym celu poszedłem do Hali Targowej. Pewnie dlatego, żeby na przejściu przy poczcie obudzić się.