Bez bicia przyznam się, że miałem nadzieję na spokojny czerwiec. Tak przynajmniej wyglądało z rozkładu zajęć zawodowych. Myliłem się, jest inaczej, co nie znaczy, że źle. Więcej ujawnię, całość zjawisk wskazuje na postęp. Nie dosyć, że pracy jest sporo, tej weterynaryjnej, to jeszcze literackie zamówienia mnie gonią. Lubię taką sytuację, bo człowieka czynu najbardziej męczy brak zajęć.
Lekka, ale jak widać pozorna literacka bessa, spowodowała zaangażowanie w szycie. Zrobiłem kilka postaci do szopek i stało się to, co zwykle. Powrót do prac plastycznych wywołał lawinę spraw literackich. Chyba nie uwolnię się od tworzenia czegokolwiek. Może jest to chorobliwe? Nie wiem, nie jestem przekonany o własnym pracoholizmie, po prostu lenistwo nie leży w moim charakterze.