Zaznacz stronę

Udałem się do biblioteki, potrzebna mi była, oj! Nadal ją potrzebuję przecież, powieść Gustawa Morcinka p.t.: „Ondraszek”. Przed laty była w naszym rodzinnym domu, ale tamte książki rozeszły się po rodzeństwie. Głównie zainteresowany jestem pobytem Andrzeja Szebesty w Tarnowskich Górach. Ładnie to Morcinek opisuje, ale nie trzeba być wielkim znawcą historii, żeby stwierdzić jedno. Jest to ogromna fikcja literacka poparta realnymi postaciami związanymi ze Śląskiem.

Nie w tym rzecz, nie chcę rozwodzić się nad treścią. Jest inna sprawa, która budzi zdziwienie. Wypożyczyłem ostatnią taką książkę będącą na stanie biblioteki. Pozycję wydano w 1953 roku. Wewnątrz znalazłem kartę książki. Została wypożyczona cztery razy. To nie koniec niespodzianek. Przy każdej dacie jest jedno nazwisko… moje.

Takich książek nikt nie czyta, stwierdziłem. Koniec komentarza.