Albo mi odbiło, albo wracam do normalności. Okoliczności zjawiska nie są korzystne, bo jestem w trakcie rozliczania miesiąca, więc w głowie koktajl z cyferek. Ta normalność to tworzenie ze sznurka. Dawno niczego nie robiłem, a dzisiaj odsunąłem tabelki, liczenie przychodów i korekcja jeśli coś nie pasowało do rzeczywistości. Nie tak od razu powstanie szopka, ale figurki są niezłym początkiem.
Pojechaliśmy do Tarnowskich Gór, bo na Rynku odbywał się Festiwal Smaku. Impreza dla szerokiej publiczności, może i tak sobie niezła w koncepcji, ale trafiliśmy na występ zespołu, który mógł spowodować trwałe odbicie na mózgowiu. Takiego rzępolenia dawno nie słyszałem.
Całe szczęście, że w T.G. są jeszcze normalne imprezy. Drugi raz pojechałem do miasta wysłuchać koncertu smyczkowego w starym kościele św. Marcina. Uczta duchowa i pełen relaks. Jechałem tam i odbijałem się od ściany deszczu, istnej lawiny. Taką ulewę prawdopodobnie spowodowały te bębny na Rynku.