Traktowanie religii jako sposobu na pozytywne zaspokojenie własnych zachcianek jest głębokim nieporozumieniem. Bóg nie jest świętym Mikołajem, do którego wystarczy napisać milutki liścik, a za kilkanaście dni znajdzie się pod choinką upragniony przedmiot. Ileż to razy słyszy się pretensje kierowane do Boga, że nie uchronił kogoś bliskiego, że wybuchła wojna, że ludzi pochłonął żywioł. Żalić się można, to jest normalna reakcja człowieka, ale nikt nie bierze pod uwagę, że często brak pomyślności jest skutkiem odstępstwa od norm, od praw fizycznych, od podstaw chrześcijaństwa.
Przedświątecznym, adwentowym przykładem, trochę banalnym, ale myślę, że trafiającym, może być coś związane z kulinarnym przygotowaniem. Jeśli mamy dobre przepisy na ciasta, na pierniki, to trzymajmy się ich wymagań. Nie róbmy eksperymentów i zamiast sześciu jajek nie dawajmy mniej albo więcej. Jeśli popełnimy błąd lub z własnej woli dodamy nie tego, co trzeba, to czy będziemy mieć pretensje do przepisu?