Kupiliśmy węgiel – groszek, bo… bo trzeba było, gdyż zapas w piwnicy zaczął się niepokojąco kurczyć. Wbrew katastroficznym wizjom niektórych środowisk politycznych, większego kłopotu nie mieliśmy z ogrzaniem domu. Być może ktoś znalazł się w paskudnej sytuacji marznięcia, ale przynajmniej ja takich osób nie znam.
Zakup węgla to jedno, a drugie to umieszczenie paliwa w piwnicy. Zabrałem się do zrzucania, bo chciałem wypróbować swoje moce życiowe. Stwierdzam, że nie jest tak fatalnie. Wprawdzie machanie łopatą nie należy do moich ulubionych dyscyplin sportowych, sił mi nie zabrakło. Dałem radę ponad połowie, z drugą częścią rozprawił się sąsiad z parteru.
Ponad połowa marca jest za nami, wiosna zbliża się, więc dysponując dzisiaj przywiezionym węglem, z pewnością nie zmarzniemy. Tym bardziej, że zrobiło się ciepło na dworze.