Zaczęła się druga połowa stycznia, a do tego jest poniedziałek…
Jakoś tak minorowo zabrzmiało! Czyżbym nadal jechał na rozklekotanym wehikule smutku do krainy beznadziejności? Jakie ma znaczenie powiązanie początku tygodnia ze środkiem miesiąca? Wbijamy sobie do głów, że poniedziałek jest niby dniem niewyraźnym. Możliwe dla osoby, która hulała przez weekend, a teraz nie potrafi dojść do pełni sił fizycznych, psychicznych oraz ogólnie do zdrowia.
Faktem jest, że połowa miesiąca minęła, nie przebimbałem czasu, są efekty, z których jeśli nie jestem zadowolony, to z całą pewnością powinienem sam siebie nazwać durniem.
Jest poniedziałek, to także jest realnym stwierdzeniem, a cały weekend byłem grzeczny niczym baranek w przy stajence skubiący trawkę. Nic mnie nie kusiło do grzesznych konsumpcji. Powinienem być zadowolony z życia, a znowu przychodzą do mnie myśli o zabarwieniu smutnawym.
Błąd! Żadne myśli do mnie nie przychodzą, ja jestem emiterem fatalności. Wmawiam sobie nieudacznictwo, a nie wiem w jakim celu? Liczę na czyjąś litość?
Muszę zerwać z serią takich refleksji. Nie dosyć, że sam się zatruwam, to jeszcze jestem w stanie stać się toksyczny dla otoczenia. Od jutra wszystko musi być traktowane pozytywnie, a nawet od dzisiaj, bo jeszcze pozostało ponad dwie godziny do pożegnania dnia. Może napiszę coś sensownie rozweselającego albo przynajmniej dającego zadowolenia.