Wczoraj byliśmy późną stosunkowo porą z Szymonem na siłowni. Nie robiłem ćwiczeń na jakichś niebywałych ciężarach. Zresztą od momentu wznowienia aktywności fizycznej raczej staram się rozruszać zastygły organizm, niż nadmiernie się wysilać. Są to jednak ciężary zdecydowanie większe niż 1 kilogram!
Przyznam, że o godzinie 22:30 wróciłem nieco skatowany. Kładłem się z poczuciem, że wstawanie z łóżka sprawi mi wiele problemu. Nawet chciałem zażyć coś z aptecznego arsenału domowego albo przynajmniej posmarować się profilaktycznie. Doszedłem jednak do wniosku, że skoro jest przed nami sobota, to na terapie przyjdzie odpowiedni moment, kiedy faktycznie poczuję się połamany.
Nic z tego! Wstałem bardziej sprawnie, niż gdybym na siłowni nie był. Wniosek jest jeden, trzeba się ruszać, bo ruch jest najlepszym i najtańszym lekiem.