Kolejny raz zaplanowałem sobie dzień lenia i… tym razem udało się. Nie znaczy to, że niczym się nie zajmowałem. Po prostu robiłem to, na co miałem ochotę. Coś napisałem, coś spreparowałem w kuchni, coś posprzątałem. Wszystko bez przymusu, nawet własnego.
Przed momentem napisałem taką bzdurę, ale tylko do połowy:
Kiedyś stanę się ptakiem
Szybkim jak wiatru powiew,
Będę fruwał na bakier
Stale z chmurami w zmowie.
Zmęczony spocznę w rynnie,
Tuż pod dachem spadzistym
Albo drzewo mnie przyjmie
Kiedy dzień będzie dżdżysty.
Dzień kończy się, moje nieróbstwo też, praca czeka. Nie piszę, że niestety, bo po całym dniu lenistwa wyruszam z ochotą.