Wracam myślami do wczorajszego utyskiwania na siebie samego. Niezadowolenie nie bierze się znikąd, jest konsekwencją własnego postępowania, interakcją z najbliższym otoczeniem ożywionym i nieożywionym. Jeśli człowiek nie jest zakompleksiony, psychicznie wyczerpany, wyjałowiony z inwencji, pozbawiony sił witalnych, to złe mniemanie o sobie wypływa tylko z jego złej woli. Chciałoby się powiedzieć:
– Weź się Janku do roboty, ale jakiejś konkretnej, która dałaby miły efekt!
Tak, to jest dobra podpowiedź, a tym lepsza, że wyszła ode mnie samego, a nie rzucona przez kogoś innego ostro w formie wytknięcia nieróbstwa. Cóż, że piszę songi. Już dawno powinny były powstać. Mało tego, one były we mnie, ale niezrealizowane powodowały wyrzut sumienia. Teraz, kiedy piszę pieśni jedna po drugiej, tak naprawdę nie czynię postępu, ale nadrabiam tygodniowe braki.
Pewnie, że dobre i to! Jednak całe działanie nie daje mi satysfakcji.
Powinienem napisać jakiś tekst, który stałby się zapalnikiem do czegoś większego niż zamówiony utwór. On jest niesłychanie ważny dla mnie i dla zleceniodawców jeszcze bardziej, ale chciałbym sięgnąć do innej szufladki.
Być może się postaram… Nie być może! Muszę to zrobić, żeby wejść na prawdziwą drogę do satysfakcji.