Człowiek może sobie poukładać całodniowe i całotygodniowe zajęcia wszelkiego rodzaju, a i tak niespodzianki czekają jak pająk na muchy.
Zaczęło się kilka dobrych dni temu. Tak się mówi, że dobre, ale te dni wcale pozytywnej wartości nie miały. Funkcjonowaliśmy w ciągłym stresie, a powodem był prąd. Działo się, że od czasu do czasu wyłączała się samoistnie jedna faza, czego efektem był brak zasilania w kuchni i jadalni. Zaczynało się od migotania światła, a kończyło na ciemnościach. Prądu nie było także na korytarzu i w piwnicy.
Diagnoza fachowca była jednoznaczna i potwierdzająca przypuszczenia, że przepala się przewód doprowadzający energię do posesji.
Nie chcę opisywać całego cyrku, zamieszania, który najczęściej towarzyszy podobnym przypadkom. Ważnej, że jutro problem przestanie istnieć, co nie znaczy, że w ogóle prądu nie będzie.