Teraz już, wieczorną porą mogę stwierdzić, że Pierwszy Dzień Świąt Bożego Narodzenia przechodzi pomału do sfery wspomnień. Rodzina w komplecie stawiła się na obiad, apetyty dopisywały, bo podobno wszystko było bardzo dobre. Piszę, że podobno, bo przecież sam miałem wielki udział w kuchennej realizacji, więc nie wypada się chwalić zbyt natarczywie. Sam widzę mankamenty w moich poczynaniach gastronomicznych. Kaczka była zbyt miękka, wprost rozlatywała się przy nakładaniu. Smakowo nie można jej było niczego zarzucić, ale optycznie nie sprawiała dobrego wrażenia. Przejmować się tym nie powinienem, bo przecież je się nie oczami. Za to rolady wyszły świetnie, sosy też były bez zarzutu.
Zadzwoniłem do Mariki – mojej kuzynki artystki, która mieszka i tworzy w Italii. Rozmawialiśmy dłuższą chwilę, dowiedziałem się o śmierci innej naszej kuzynki, która mieszkała w Trzyńcu. Wspominam tylko o tym fakcie, żeby uwiecznić pamięć o niej w moim pamiętniku. Szczegółów końca życia i ostatnich losów nie opiszę, bo musiałbym albo zdenerwować się, albo popłakać.
Jutro dalszy ciąg świętowania, ale w zupełnie innym nastroju. W moim przypadku będzie to w dużej części przygotowanie do kolejnego tygodnia pracy.