Przyjemnie jest teraz, czyli po godzinie 20:00, siedzieć na tarasie i wpatrywać się w zachód letniego Słońca. Jest gdzieś tam hen, hen na horyzoncie, ale przysłania go niewielkie drzewo u sąsiada po przeciwnej stronie ulicy. Sugestia idzie w kierunku Biblii, mógłbym rzec, że widzę krzak gorejący. Być może zza niego przemówiłby do mnie Jahwe, tylko nie wiem, co chciałby mi powiedzieć.
Tak… niejednokrotnie czekamy na cud usłyszenia Boga, usiłujemy wymusić jakieś błogosławieństwo daru nadzwyczajnego składając dłonie i szepcząc paciorki wyuczone przez rodziców, katechetów, misjonarzy. Chętnie powitalibyśmy zjawisko nierzeczywiste, byłe by było korzystne dla nas.
Religijne wyłudzanie, szantażowanie istot ze świata wiary jest płaskie i świadczące źle o takim człowieku pełnym desperacji. Inaczej spoglądając na zagadnienie, nie można się dziwić osobnikowi doprowadzonemu do wyczerpania sił i logiki. Jeśli krzak gorejący ma mu pomóc, to niech tak się stanie, niech rozpali w chorym umyśle światełko optymizmu.