Jeszcze raz zwycięża maksyma, którą głosił pewien robotnik w PGR-ze. Zwykle mówił:
– Jak robota nie idzie, to poczekaj.
Jemu robota zwykle nie szła, więc większość dniówki poświęcał na staniu opierając się o widły lub łopatę.
Ta reguła życiowa wcale nie jest głupia, daje pozytywne skutki. Po co się męczyć w niemocy, szarpać nerwy, kiedy wystarczy kilka chwil, kilka godzin dystansu i cały ambaras nabiera innych, optymistycznych barw.
Przestałem zachowywać się jak szalony koń na torze wyścigowym. Zwalniam tempa, nabieram w płuca pokaźne porcje chłodnego powietrza i zabieram się do robienia czegoś innego. Obecny tydzień upływa mi w tym duchu, więc są efekty.