Wczoraj szło gładko, pisało się świetnie. Być może pomagał odpowiednie nastrój. E, nie! To właśnie dzisiaj jest odpowiedni klimat do fantazjowania, a jednak idzie topornie. Taki fragmencik niby daje odpowiedni start, ale nic z tego nie wychodzi:
Dusza bezdomna, wydmuchana para,
Dym unoszący się z ust ziewających.
Do tych wersów mam w głowie pozostały sens, ale znowu klawisze obrosły kolcami. Kolejna połowa zwrotki niczego nie poprawia. Do tych linijek też niczego dzisiaj nie napiszę:
Nie wiem, skąd taki pośpiech w umieraniu,
Dlaczego człowiek życia nienawidzi…
No właśnie, dlaczego?