Zmęczenie? Nie, chociaż tydzień był pracowity. Zniechęcenie? Też strzał daleki od celu. Brak humoru? No nie, to już zupełnie mijanie się z prawdą…!
A jednak coś mi doskwiera, jaki dystans do zupełnej satysfakcji. Tak nieraz bywa, nie przejmuję się tym zbytnio. Dołek, taka dolinka w wykresie krzywej nastroju zwykle wróżą wyjście w lepsze sfery.
Najbardziej drażni mnie brak koncepcji na dalszy ciąg takiego tekstu:
Na uboczu wioski, nad potokiem rwącym,
Stoi przyczajony wśród chwastów i chaszczy
Młyn – widmo, którego czas dawno się skończył,
Po śmierci młynarza diabeł go przywłaszczył.
Ludzie omijają miejsce wielkim łukiem,
Za dnia w ciszy drzemie, wiatr go trąci nieraz.
Wieść niesie, że przy nim powietrze zatrute
Każdego, kto przejdzie, ciężko poniewiera.
Niby mam pointę, ale wydaje się być banalna, tuzinkowa i co tu ukrywać, mało wartościowa. W ogóle złości mnie baśniowa atmosfera, jakiś klimat neoromantyczny. Chyba puszczę to w twórczą niepamięć.