Zaznacz stronę

Pogoda jest paskudna. Deszcz pada, leje albo siąpi kapuśniaczek, ale jak do tej pory nie było godziny bez jakiegokolwiek opadu. Mam na myśli formy płynne opadu, bo śnieg, ani grad jeszcze się nie pojawił. W takich okolicznościach aury przychodzą do głowy… utopce.

… Powiedziała szeptem zaklęcie i wpatrzona w nurt rzeki czekała, aż ukaże się wodny stwór. Nic takiego nie stało się. Spróbowała głośniej, ale bez oczekiwanego rezultatu. Czuła się oszukana, dała się nabrać jak mała dziewczynka. Zdesperowana i prawdziwie wściekła wykrzyczała zaklęcie i…

– A czemu się tak drzesz? Chcesz wywołać wszystkie utopce z okolicy? – usłyszała głos, ale nie widziała, kto mówi. Dalej wytężała wzrok skierowany ku wodzie.

– Gapisz się jak ryba w patelnię, podnieś nieco głowę! – usłyszała.

Na brzegu stał on, utopiec.

– Myślałam, że wyjdziesz z wody – rzekła nieco wystraszona.

– Dobrze myślałaś, ale ja wychodzę nie tam, gdzie chce człowiek. Sam wiem jak wyjść i gdzie wyjść. Jeszcze tego brakowało, żebym słuchał twoich rozkazów.

– Wyszedłeś, czyli jednak ich słuchasz – stwierdziła odważnie.

– Nie tobie jestem posłuszny, ale zaklęciu – utopiec nie krył oburzenia. – Mów, co cię sprowadza, bo nie mam czasu na głupie przegadywania.

– Podobno wiesz, jaka będzie pogoda przez najbliższe dni. Wychodzę za mąż i chciałabym wiedzieć, czy będziemy mogli tańczyć na świeżym powietrzu.

– A nie chciałabyś znać co czeka cię w małżeństwie? – zapytał utopiec robiąc zachęcającą minę i uśmiechając się zagadkowo. – Wystarczy, żebyś pokazała mi lewą dłoń.

– Co mnie czeka, tego nie zmienię. Interesuje mnie najbliższa przyszłość – odparła słusznie podejrzewając, że skuszenie do wróżby skończyłoby się utonięciem. Utopie tylko czekał na złapanie jej za rękę… ”