Śmierć biedaka
Jeszcze przytomny, ale już jak nie stąd,
Na sufit patrząc w nieba nikły zarys,
Z którego mucha, anioł mojej wiary,
Sfrunie by pomóc z rozgrzeszeniem zwiędnąć…
W rozpaczy pewnie paznokcie ogryzę,
Łyse powieki zaskrzypią z zawiasach,
Wargi spieczone zaczną szept wygłaszać,
Ale nie będę umiał prawdy wyrzec.
Coś tam się jeszcze skojarzy w ciemności,
Kogoś przeproszę, kogoś zdążę zrugać,
Od Boga nie chcąc litości wyłudzać,
Tylko poproszę, by wszystko uprościł…
A potem duszę złapie w łapki mucha,
Ona mi była towarzyszką wierną.
Do raju duszę zaniesie na pewno,
Bo nawet Piotra rozkazów nie słucha.