Sen
Pragnę odfrunąć do nigdy
Na skrzydłach ćmy nocolubnej
Z poczuciem spełnionej krzywdy
Rozważam decyzje trudne.
Dojrzewa obłok spocony,
Sypie się virga piaszczysta
I tylko gwiezdne lampiony,
Zmuszają mnie, żeby wytrwać.
W czerń sadzy gęstnieje ciemność,
Szatan na srebrnym dmie rogu,
Bóg pewnie w Raju się zdrzemnął
I stąd pomroków jest powód.
I nagle skały pękają,
Zdaje się, że niebo runie
Lub złowi je w sieci pająk,
Blasku otwiera się tunel…!
Świt… ptaki buszują w chmurach,
Na cytrze Słońca wiatr brzdąka.
Ktoś się urodził, ktoś umarł,
Mnie czeka dnia sucha kromka.