Jeszcze się dym unosi nad Warszawą,
Duchy przeszłości przeszukują zgliszcza,
Bo są silniejsze nad wojenne prawo
I nad bestialstwo miłość jest im bliższa.
Śmierć kłami ruin ptaki w locie trwoży,
Dachów kobierce spadły jej pod nogi,
Jedynie wieczór dzień szczęśliwie dożył
I anioł śmierci przytula się do mogił.
Miasto dla niebios niesie w mszalnym darze
Ociekający krwią goryczy kielich.
Przebija promień słońca chmur bandaże,
Nie ma już tchórzy i nie ma twardzieli.
Jeżeli, Boże, już zginął poeta,
Eksplodowała warszawska eklezja,
Warszawy zgon wpisz w księgę Koheleta,
Niech ocaleje przynajmniej poezja.