Weszliśmy do busa jako ostatni. Wcale nie z powodu spóźnienia, czy opieszałości, ale z prostej przyczyny wynikającej z trasy wycieczkowego wypadu. Tym razem grupa wycieczkowych muzealników kierowała się do Wrocławia, więc siłą rzeczy można było nas, czyli Agnieszkę i mnie zabrać sprzed domu w Zbrosławicach.
Z doskonałymi humorami powitaliśmy radosnych także współuczestników wyprawy i zostawiając za sobą siwy dym pomknęliśmy w kierunku stolicy Dolanego Śląska. Humor niech pozostaje dobrym, ale podskórnie coś mnie gryzło. Nie, nie! Żadnej choroby nie mam pod powłokami cielesnymi, tudzież w samej skórze, ani na niej pasożyta nie uświadczysz! Stwierdzenie powinienem wziąć w cudzysłów i chyba te właśnie przecinki zaczęły zdradziecko wciskać się w korę mózgową i powodować niepokój. Pierwsze oznaki przeczucia pojawiły się w momencie, kiedy Beata umieściła wpis na Facebooku zaczynający się tak:
„Kochani, nasza wyprawa do Wrocławia przybierze nieco kolorytu. Do postaci Michała Anioła dojdzie Eberhard Mock. A kim jest Mock???…”
Dla jednych jasne jest kim jest ta fikcyjna postać, a dla mnie zaczęły się rzeczywiste niejasności związane z naszą muzealną wycieczką. Głupie przeczucia? Przeczucia nigdy głupie nie są, nie należy ignorować instynktu. Głupotą jest nieostrożność, wybujała pewność siebie i oszołomienie okolicznościami. O tym wszystkim przekonaliśmy się już jadąc autostradą, kiedy to Agnieszka wyczytała z internetu, że…