Wietrzne amory
Wiatr mając słabość do woni
Owoców w sadzie dorodnych,
Był zakochany w jabłoni
Jej kształtów powabnych głodny.
Nieśmiało wpierw od niechcenia
Spacerkiem idąc wzdłuż płotu,
Warunki wszystkie oceniał,
By akcję zacząć być gotów.
Aż wreszcie złapał się sztachet,
Wskoczył jak złodziej do włości,
Jabłoń przytulił pod pachę
Całując jabłek krągłości.
Jabłoń jest skromna i cicha,
Nie kryjąc zażenowania,
Zaczęła liśćmi go spychać,
I jak najdalej odganiać.
Kiedy nie dało to skutku,
W łeb go palnęła owocem,
Wiatr się rozłożył w ogródku,
Wszelkie spłynęły zeń moce.
Po chwili wiatr oprzytomniał,
Kurz strzepnął i z kwaśną miną,
Hen za horyzont gdzieś pognał,
Z inną się spotkać dziewczyną.