Pragnąc odmiany
Uporczywie szukam odmiany,
Już nawet nie chcę być ubrany
Jak inni krztuszący się krawatem…
Poszukuję alternatywy,
Naprawdę pragnę wciąż być żywym
Właścicielem duszy szurpatej…
Ja – bezdomny na Ziemi matce,
Łza spływa po mnie jak po kaczce,
Myję się trochę lepszym brudem…
Gryzie mnie w mózgu myśli kokon,
Padam celując zbyt wysoko,
I Boga głupią prośbą nudzę…
Podszyty wiatru podmuchami,
Czuję jak ogień uczuć zamilkł,
A gdzieś w oddali biją dzwony…
Do lotu się podrywam nieraz,
Lecz się zbyt szybko sponiewieram
Strachem na wróble wystraszony…