Postanowienia mają jakiś sens, jeśli prowadzą do celu. Przede wszystkim dojść muszą do pewnego sukcesu przynajmniej udokumentowanego przed samym sobą.
Najlepszym postanowieniem jest zlecenie przez kogoś wykonania pracy, utworu, dzieła. Najgorszym zleceniodawcą jest sam autor. Nie gwarantuje zysku, a jeśli tę myśl połączyć ze zdaniem napisanym powyżej, to nawet sukces jest mało prawdopodobny.
Wszystkie te bajdurzenia dotyczą moich rozmyślań nad pewnym planem, który, wracając do poprzednich sformułowań, wcale taki pewny nie jest.
Wszystko zaczęło się od dzisiejszej rozmowy przy obiedzie. Zacząłem mówić o Hemingwayu, o jego umiejętności pisania i jego sposobie tworzenia. Zakładając, że pisał w godzinach porannych, postanowiłem zmusić się do przejścia na ten system. Przejścia…? Przecież nie tak dawno sam tak czyniłem.