Wczorajsze wersy otrzymały dalszą część. Nic w tym nadzwyczajnego nie ma, czasami udaje mi się zakończyć tekst. Ważniejsze jest, że postanowiłem realizować cykl pt.: „Sny”. Nie jestem oryginalny, ale mam już kilka podobnych, w charakterze, utworów i całkiem dobrze czuję się w temacie. A poniżej już gotowy:
Sen o diable
Kary koń prycha niecierpliwie,
O bruk kopytem krzesze iskry,
Nerwowość spływa mu po grzywie
Widać, że czuje galop bliski…
I bata świst rozcina ciemność,
Jak nietoperza pisk w przelocie
Metrowa przestrzeń jest pode mną,
Lat świetlnych w górze całe krocie.
Do diabła jadę w sennych widach,
Chociaż go spotkać wcale nie chcę,
Na nic się ta wizyta przyda,
Ale fantazję chorą łechce.
Już jestem wśród płomiennych macek,
Palący blask minąć się staram,
To pokutników miejsce straceń.
Z diabłem się witam, aż tu naraz…
Pękły okowy czarno krucze,
Wdarło się światło zza firany.
Ziewając senną resztką mruczę:
– Do diabła! Jestem niewyspany.