Towarzyszko wierna życiowych dróg krętych
Ciągnąc kroki w barnie z mordęgą wciąż w tyle,
Na ulicznym bruku, który zdziera pięty
Lub frunąc po kwiatkach frywolnym motylem.
Zaczyna się nieźle, trąci nawet erotykiem, ale nie uprzedzajmy faktów.
Bliska w codzienności jak koszula plecom,
Powierniczko zmysłów i marzeń najskrytszych.
Jesteś mi w ciemnościach niegasnącą świecą.
Dyskusją intymną, kiedy czas się przykrzy.
Coraz lepiej, już sam nie wiem, czy zakończyć w pierwotnie wymyślonej formie, czy spointować w innym klimacie.
Nigdy się na tobie jeszcze nie zawiodłem,
Gdy jestem w potrzebie pomocy nieść się starasz
I zabliźniasz rany, które usta podłe
Przebijają duszę niczym drwiąca strzała.
Ostatniej zwrotki na upublicznię, bo daję sobie chwilę czasu na decyzję zakończenia, a poza tym nie chce mi się już dzisiaj pisać.