Śmierć
Ona mnie śledzi, czuję jej oddech,
Mglista sylwetka pcha się do powiek,
Niczym konieczność fortuny ślepej,
Każdy krok chwiejny ona zna lepiej…
Rozsiewa wokół wieczności zapach
Wszyty jak piętno w przyszłości znakach,
Tkwi przy mnie niczym w poduszce pierze,
Skora wysłuchać różaniec zwierzeń.
Niby jej nie ma, ja jest na pewno,
Gdy o niej mówię, to stukam w drewno,
Wiem, że przesądem jest w drewno stukać,
Cóż, egzystencja to nędzna sztuka.
To dramat w kilku jedynie aktach,
Żadna codzienna o zyski walka!…
Walka o nicość z pustką oręża,
W której śmierć zwykle i tak zwycięża.