Został wyrzucony na zbity pysk. Żona już dawno mu obiecywała, trochę miała skrupułów zrobić to przed świętami, ale po jego sylwestrowo-noworocznych pokazach wyrok zapadł. Wnosił jakieś apelacje na schodach, ale wyrok sądu najwyższego, czyli krzepkiej teściowej z pokaźnym biustem był dla niego ostatecznie negatywny. Już zmierzch zapadał, a on skazany na domową banicję szwendał się po mieście szukając ciepłego kąta. Czuł się fatalnie, był zmarznięty, śpiący, zmęczony, ale przede wszystkim trzeźwiał. Trzepało nim jakby jechał na starym traktorze. Usiadł na chwilę w parku na ławce żeby zapalić papierosa i wtedy stanęła przed nim biała postać. Myślał, że to delirium go dopadło, zaklął, splunął, przetarł oczy. Biała postać jednak nie znikała, więc się jeszcze bardziej wystraszył, że śmierć po niego przyszła.
– Nie bój się, jestem aniołem stróżem, chcę ci pomóc. Na pewno byś się poprawił, gdybyś mógł spędzać czas z kimś bliskim, kogoś, kto by cię wysłuchał musisz znaleźć jakieś cele. Ale przede wszystkim musisz zacząć się zdrowo odżywiać. Idź do sklepu kupić coś dobrego, no wiem, że nie masz pieniędzy – powiedział anioł i wysupłał z przepastnych kieszeni 10 złotych.
Miał się zdrowo odżywiać, więc w markecie zaczął szperać w konserwach.
– Puszki są pewnie bez bakterii, bo by się wszystko w środku zepsuło – wnioskował nie bez racji. Przeczytał jeszcze skład:
Białko – błeee! Nienawidzi białka, je tylko żółtko, ale trudno, nie wszystko, co zdrowe ma smakować. Tłuszcz… hm! Z reguły lubi chudo, nawet z kotleta obcina brzegi. Z tym jednak pół biedy, najgorsze było na końcu! Szlag miał go trafić! Wkurzony podryfował do kasy:
– Pani! Co za syf sprzedajecie! Napisane jest „Konserwa mięsna”, a w środku węglowodany! To wy oszuści z węgla i wody robicie mięso?
– Odwal się pan, ja tu tylko kasuję! Idź se pan do obsługi klienta.
Poszedł i napyskował młodej pani. Potraktowała go wyrozumiale i tłumaczyła, że węglowodany to nic innego, jak cukry.
– Co, cukier z mięsem? Sami sobie jedzcie mięso na słodko – warknął, prychnął z obrzydzenia i wściekły udał się do tego stoiska, gdzie bez trudu znalazł coś, co zawsze mu smakowało i zdrowe było z całą pewnością. Kupił ćwiartkę, bo na tyle mu starczyło. Wypił duszkiem na mieście w bramie jakiejś kamienicy i zaraz poczuł się lepiej. Nie na długo po jakimś czasie, zachciało mu się jeść. Cóż, kiedy późnym wieczorem sklepy pozamykane, a poza tym pieniędzy nie miał. Zjadłby nawet to ohydne białko z tłuszczem, węglem i wodą w parszywej konserwie. Tak go ssało, że niewiele się namyślając walnął kamieniem w wystawowe okno sklepu spożywczego…
To jest jednak prawda, że tłukące się szkło przynosi człowiekowi szczęście. Od tej pory miał wszystko, o czym mówił aniołowi.
Spędził czas z kimś bliskim – w izbie wytrzeźwień. Prokurator był tym, kto go w końcu cierpliwie wysłuchał. Celę miał wyznaczoną na całe dwa lata. Mało tego, przestał nawet, bo we więzieniu niespecjalnie miał okazję. Jak widać poprawić się jest prosto. Wystarczy głupie 10 złotych i odpowiedni anioł.